środa, 17 czerwca 2015

Dwóch stron kija opisanie.

Zauważyliście, że rzadko się zdarza, żeby człowiek polemizował sam ze sobą? Żeby po przedstawieniu jednego punktu widzenia, zreflektował się i powiedział: "ale z drugiej strony...". Ludzie jakoś przestali polemizować sami ze sobą. Nie próbują też zrozumieć drugiego człowieka, podczas rozmowy z nim, a jedynie wpoić mu swój punkt widzenia, lub w przypadku jego oporu wobec prób konwersji, ośmieszyć i zwyzywać od głupich. Ludzie przestali chcieć się domyślać, a chcą tylko wiedzieć. A zdobytej wiedzy nie wykorzystują, ponieważ pokrywa ona trywialne tematy, jak na przykład co działo się na ostatniej imprezie, lub kto co zrobił. Spotkałem się z opinią jakoby było to spowodowane przez chęć bycia w grupie. Spotkałem się z tą opinią na facebooku, na stronie "Jasmine ToValli".
Możliwe, ale jednak bardziej skłaniałbym się ku jednostkowej woli wiedzy jako przyczynie takiego stanu rzeczy. Jednocześnie przy woli wiedzy ludzie boją się kontrargumentów, nawet podawanych w kontrolowanych przez siebie porcjach. Wiedza nie konfrontowana z niczym jest płytka i jednostronna. Wspomniana przeze mnie wcześniej postawa braku woli umacniania i swojej wiedzy powoduje z kolei nie chęć do polemiki, co z efektem spirali wzmacnia strach przed kontrargumentami. Dzieje się tak, ponieważ polemika wymaga od polemizujących szerokiego spojrzenia i tolerancji, czy też szacunku dla poglądów drugiej osoby i rozmówcy jako takiego. Następstwem opisanego przeze mnie stanu rzeczy jest to, że ludzie się kłócą, próbując jeden drugiemu narzucić swój punkt widzenia przy użyciu argumentów bez żadnej wartości merytorycznej, będącymi jedynie chwytami erystycznymi, jedynie pozornie ad rem, czyli odnoszącymi się do rzeczy, a tak naprawdę jedynie liżącymi zagadnienie przez szybkę. Zdaje mi się również, że ludzie nie potrafią, lub po prostu nie chcą widzieć, że nie tylko oni mają rację, nie chcą widzieć szarości, świat jawi im się jako monochromatyczny, rysowany mocną, wyraźną linią jak z jakiegoś komiksu noir, gdzie wszystkie kontury i granice są nawet zbyt wyraźne. Jedynie granice mentalne między głównym bohaterem i antybohaterem nie są tak wyraźne. Ale tego nie chce się widzieć. Potrzebujemy świata Smoka i Świętego Jerzego, czy Zygfryda. Wyraźnego zła i wyraźnego dobra. Materii i antymaterii, która w wielkim zderzeniu powoła do życia nowy świat. Tylko kiedy nastąpi to zderzenie? Bo obijają się o siebie te światy już od jakiegoś czasu. Ja nie mam pomysłu.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

sobota, 6 czerwca 2015

Cebuloszynista #3

I tak mijają im dnie. Albo na skakaniu, albo na narzekaniu, że są po niewłaściwej stronie.


https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

czwartek, 4 czerwca 2015

Próba zrobienia lepiej

Jak takiś mądry to zrób lepsze. Pokaż lepsze jak potrafisz!
Taki zwrot zasługuje według mnie na to, żeby mu się dokładniej przyjrzeć.
To wyzwanie i kpina zarazem. Kpimy ironicznie:"Jak takiś mądry". Zakładamy jednocześnie, że rozmówca nie jest taki mądry i się speszy, że nie jest w stanie wykonać danej czynności lepiej. A co by było gdyby ktoś ten jeden raz był kamieniem dla przysłowiowej kosy, albo kreską dla równie przysłowiowego matyska i zrobił daną rzecz faktycznie lepiej. To dopiero byłoby kpiarstwo i ironia. Ale to się chyba nigdy nie wydarzy. Ten tekst jest zawsze wygłaszany w stosunku do osób, o których wygłaszający jest pewien, że nie są w stanie być lepszymi. Tylko raz w moim życiu zdarzyła się podobna sytuacja i to ja byłem tym, który zrobił lepiej. Rzecz się stała w gimnazjum. Otóż raz coś mnie tknęło i postanowiłem się pouczyć do sprawdzianu z języka angielskiego. Czas jakiś po sprawdzianie, anglistka oddaje nam sprawdziany i zadaje klasyczne pytanie czy był łatwy. Odpowiedziałem, że tak... A jedna z koleżanek jak się nie obruszy, i nie wrzaśnie:(pamiętam dokładnie słowa jakby to było wczoraj)"Ty zawsze mówisz, że był łatwy, a i tak masz słabe oceny, co teraz dostałeś?", odparłem jej-"czwórę".
Odpowiedziało mi milczenie. Miała niższą ocenę. Czyli ja nie ucząc się miałem takie oceny, jak ona ucząc się. I fakt faktem, nawet mając tak "słabe oceny", czyli na poziomie trójki mówiłem, że sprawdzian był łatwy. Bo on był łatwy, tylko my się nie nauczyliśmy wystarczająco. Teraz jak definiuję łatwość sprawdzianu spytacie? Jako pokrywanie się materiału na sprawdzianie, z tym robionym na lekcjach. Jako brak zadań wymagających jakichś specjalnych zdolności, czyli na przykład napisanie wiersza z rymami w układzie AB AB, stroficznego, z akcentami na trzecią sylabę, trzynastozgłoskowego. Wracając zaś do poprzedniej myśli, mi, aby wzejść o stopień w górę wystarczyło piętnaście minut. O ile lepiej napisałbym ten sprawdzian, gdybym na naukę poświęcił pół godziny? Ale po co jeśli sprawdziany nie są obiektywnym odzwierciedleniem wiedzy i umiejętności. Pozwolę sobie przytoczyć przykład. I to nie ten klasyczny, gdzie ja nie ściągałem i dostałem 3, a ktoś ściągał i dostał 5. Zupełnie inny, jeszcze ze szkoły podstawowej. Otóż mieliśmy do przeczytania jako lekturę szkolną "Przygody Odyseusza", autorstwa Jana Parandowskiego. Książeczka miała może 40 stron, co nie przeszkadzało mi jej czytać każdego wieczora od deski do deski przez bite dwa tygodnie, bo na tyle przed zaczęciem przerabiania ją wypożyczyłem. Przyszedł czas sprawdzianu ze znajomości lektury. W pierwszym pytaniu rozpisałem się tak bardzo jak tylko mogłem, nawet aż za bardzo. Ponieważ mimo tego, że napisałem w nim również odpowiedź na drugie pytanie(w odpowiedzi na pierwsze trzeba było streścić fragment na wyspie Polifema, a na drugie opowiedzieć o konsekwencjach tego pobytu, to nauczycielka zarzuciła mi nieznajomość lektury i wlepiła dwóję. Widzicie tu logikę? Bo ja nie. Jeszcze lepszym w "robieniu lepiej" jest kiedy za to zabiera się osoba o ewidentnych brakach w kompetencjach. Takich brakach, że po za jej zasięgiem jest nawet zrobienie dobrze. A jednak taka osoba chce pomagać innym. Chce już bez wyzwania, ale jednak robić lepiej. Mam tu na myśli administratorkę pewnej samopomocowej grupy dla blogerów. I pomyliła zamiast napisać "przynajmniej", użyła słowa "bynajmniej". Znacie ten ból? Jeśli nie to, się cieszcie, ale też was to czeka, zaś Ci którzy jak ja wiedzą o co chodzi to mogą się również cieszyć, że to rozczarowanie już za nimi. Jak bardzo trzeba się idealizować, żeby w ogóle czuć się w kompetencji poprawiania innych, a jednocześnie robić takie błędy? Sam idealny nie jestem, ale jednocześnie zawsze podchodzę do siebie bardzo samokrytycznie, a ludziom w obecnych czasach chyba bardzo tego brak. A i tak nie jestem lepszy od nich. To wszystko co tutaj napisałem, może być brane za tak bardzo obłudne. Mam nadzieję, że jednak nie sądzicie, że byłbym do czegoś takiego zdolny.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644