czwartek, 4 lutego 2016

Dlaczego nie umiem pisać o polityce.

Dlaczego nie potrafię? Otóż z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, dlatego, że jest to coś z jednej strony niezwykle osobistego, a z drugiej publicznego, bo przecież dotyczy nas wszystkich i każdego z osobna. Jest to taka dziwna oddalona bliskość, trochę jak między rozdzielonymi przyjaciółmi. Drugim powodem mojego politycznego milczenia jest wyjątkowo niski poziom debaty politycznej, ludzie się po prostu przekrzykują i obrażają. Bo nie mają argumentów merytorycznych. Albo przynajmniej nie chcą ich używać, więc przekrzykują się na mównicy, a kiedy wszyscy obserwatorzy już znudzeni, lub zniesmaczeni odchodzą, to wtedy odbywa się głosowanie. I tak to się w Polsce już od jakiegoś czasu toczy. Nie wiem jak długiego, przynajmniej odkąd jakkolwiek interesuję się polityką. Ludzie również nie debatują dla wymiany poglądów, ale są przeświadczeni o swojej mocy sprawczej w tej materii i jeden drugiemu chce udowodnić, że ma rację i powinno się postępować zgodnie z jego zdaniem, aby nie tylko kraj, ale i świat były lepszym miejscem. A przecież jedyne co jednostka może zrobić, to iść na wybory, przynajmniej przy tym ustroju, w którym żyjemy. Ta sprawa wydaje mi się istnieć w trzech wymiarach. Dla łatwości wypiszę je poniżej:

Celowość "zmiany systemu od wewnątrz", czy to faktycznie jest zawsze to samo?
Czy warto w takim razie chodzić na wybory?
Kto ma prawo narzekać po wyborach?

Zacznę od pochylenia się nad pierwszym punktem. Czyli czy faktycznie zawsze wybieramy to samo zło? Wszystkie znane mi teorie mówiące o władzy i konfliktach, twierdzą iż chodzi o redystrybucję władzy. Mówi o tym Marks, mówi o tym Pareto i Kuntz, o ile dobrze pamiętam ostatnio nazwisko. Zawsze chodzi o to, żeby w ten czy inny sposób Ci z dołu, zepchnęli pod siebie tych, którzy aktualnie tam siedzą. I na tym teoria się kończy. Wydaje mi się, że każda taka grupa powinna chcieć się utrzymać możliwie długo, a nie tylko jedną kadencję. Ale tutaj wchodzi psychologia i powody, dla których dana jednostka w ogóle wchodzi w politykę. Możliwym też jest, że jednostka zmienia motywy już w trakcie bycia w układzie politycznym. Wracając zaś do samego pytania, to szczerze mówiąc absolutnie nie wiem. Każda grupa niby powinna chcieć się utrzymać maksymalnie długo, a nie tylko jedną kadencję więc powinna występować konkurencja... I występuje, ale w jakimś pokręconym, makabrycznym wydaniu. Może gorszy polityk zawsze będzie wypierał lepszego polityka? Pozostaje nam oczywiście problem definicji dobrego i złego polityka. A także tego, że ten układ jest dość sztywny, bo ograniczony konstytucją i prawem więc grupa nie może w pełni rozwinąć swojej pomysłowości. Co ma oczywiście swoje dobre i złe strony, jak wszystko.

Teraz czy warto chodzić w takim razie na wybory? Sama idea wyborów jest jak najbardziej słuszna. Osobiście jestem za modelem demokracji możliwie bezpośredniej, bo jeśli mam swoje poglądy, to chciałbym, żeby były one realizowane. Chciałbym jedynie, żeby sama władza była kompetentna i konsekwentna.

I najważniejsze dla wszystkich zostawiłem sobie na koniec. Kto ma prawo narzekać po wyborach? Otóż... Wydaje mi się, że narzekać może każdy, który jest z jakiegoś powodu niezadowolony. Nie ważne, czy głosował na zwycięzców, czy przegranych, czy w ogóle nie głosował. Dlaczego ktoś, kto głosował na zwycięzców może narzekać? Otóż dlatego, że "jego" partia nagle mogła zmienić politykę i jest z tego zwrotu niezadowolony, bo czuje się oszukany. Ktoś kto głosował na partię, która znalazła się w opozycji, również może, bo przecież jego partia jest w opozycji. Najciężej mi bronić tych, którzy nie głosowali, ponieważ jeśli w żaden sposób nie próbowali niczego zmienić, ani utrzymać "status quo", to czemu w ogóle zabierają głos? Chyba, że po prostu żadna z partii nie pokrywa się z ich poglądami. Tak też może niestety być.

Wracając zaś do meritum sprawy, czyli dlaczego nie potrafię pisać o polityce, to po prostu wymyśliłem sobie kiedyś, że nie chcę nikomu narzucać poglądów, co w tak delikatnej sprawie jest dość łatwe nawet do przypadkowego zrobienia, raczej wolę reprezentować pewne poglądy i być przykładem dla nich, żeby w ten sposób pokazywać ich wartość nie zaś gadaniną nie ważne jak mocno podpartą dowodami, jednak są to tylko słowa, za którymi czasem ciężko stanąć, nawet samemu ich głosicielowi. Dlatego ja osobiście trzymam się tylko takich zasad, których faktycznie mogę dotrzymać zawsze i wszędzie, i które nie powodują nikomu szkody, to pozwala mi być zadowolonym z siebie jako jednostki.

https://www.facebook.com/Lord-Tytus-Mandarynka-449225425101644/