wtorek, 16 sierpnia 2016

Pisany vlog o samotności, i udawaniu.

Spotkało mnie ostatnio kilka sytuacji, które wywołały we mnie takie czy inne myśli, którymi chciałbym się podzielić.
Zacznę od tych sytuacji. Szedłem z dziewczyną od lekarza. Nic nadzwyczajnego, każdemu się zdarza. Na przejściu dla pieszych złapała nas starsza pani, z prośbą, żeby ją przeprowadzić przez ulicę. Znów. Klasyk. Zdarza się każdemu. Przeprowadziliśmy panią przez jezdnię, a ona spytała, czy możemy ją jeszcze kawałek podprowadzić, bo równie mocno naznaczony piętnem czasu jak tak ta Pani. Ja w tym momencie dostałem telefon z uczelni, moja dziewczyna podjęła starszą panią za rękę i szliśmy we trójkę. Przez cały czas słyszałem kątem ucha jak ta Pani o czymś opowiada. Skończyłem rozmawiać akurat kiedy dotarliśmy pod klatkę, w której mieszka starsza Pani. Pożegnaliśmy ją i poszliśmy w swoją stronę. I zaczęliśmy rozmawiać, o co chodziło z tym telefonem, i co ważniejsze, że od tej pani biło straszliwe osamotnienie. Nie samotność, która jest wyborem jednostki, a osamotnienie. Porzucenie, zapomnienie. Przynajmniej tak te dwa pojęcia definiował prof. Tadeusz Gadacz. Można oczywiście z osamotnienia uczynić samotność. Po prostu pogodzić się z tym stanem, w jakim się znalazło i szukać w nim jedności z samym sobą przez pasje i rozmyślania. Człowiek jest mimo otoczenia się ludźmi w dużej mierze samotny. Kiedy kładzie się spać, kiedy idzie ze słuchawkami na uszach. Kiedy stoi na przejściu dla pieszych. To są te małe momenty, które umożliwiają człowiekowi zatopienie się w samym sobie i poznanie się. Wcześniej myślałem, że się znam, zanim zacząłem myśleć o sobie, kim jestem, jak reaguję w danych sytuacjach, czy co jest dla mnie ważne. To wszystko dzięki temu, że z osamotnienia uczyniłem samotność.

Druga rzecz, która ostatnio wydarzyła się w moim życiu, to spostrzeżenie robotnika przy remoncie fasady jednej z kamienic. I stał w oddaleniu od całej reszty ludzi pracujących przy tym remoncie. I mierzył szerokość wykutego otworu. Nie mogę powiedzieć, że stał w osamotnieniu, albo w samotności. Stał obok. I mimo, że wszyscy patrzyli w zupełnie inne miejsce, przez dłuższą chwilę w dość dużym skupieniu obserwował co zmierzył. Dopiero potem zrobił kilka kroków do reszty pracowników i kogoś z administracji budynku, bo w garniturze się kiepsko nosi worki z cementem. I tak złapała mnie myśl. Czy on udawał, że robi coś ważnego, żeby wyglądało dobrze przed administracją, czy nagle ten pomiar stracił na znaczeniu, a on nie chciał tego przyjąć do wiadomości, a może postanowił, że jak zaczął, to chce też skończyć. Ludzie czasem się tak zamykają w jednej danej czynności nie ważne, czy ma ona jeszcze sens, czy nie. To dziwne. Może to druga strona wsłuchania się w siebie i takiej podświadomej samotności?

Nagle, z dwóch absolutnie różnych sytuacji udało mi się wyciągnąć jakiś związek. I jest to nawet ogarnięty związek. Wracając do samotności, czy może raczej osamotnienia, to dopiero wyciągnięte do świadomości zaczyna nam doskwierać, i wymagać ujarzmienia. Stąd ludzie często to ignorują. Bo siedzi głęboko i nie sprawia problemu. Jako podsumowanie wrzucę po prostu ten tekst. Mówi za siebie wystarczająco jasno.

Herbert Zbigniew

Pan Cogito a perła

Czasem przypomina sobie Pan Cogito, nie bez wzruszenia, młodzieńczy swój marsz ku doskonałości, owe juwenilne per aspera ad astra. Otóż zdarzyło mu się pewnego razu, gdy spieszył na wykłady, że wpadł mu do buta mały kamyk. Umiejscowił się złośliwie między żywym ciałem a skarpetką. Rozsądek nakazywał pozbyć się intruza, ale zasada amor fati – przeciwnie, znoszenie go. Wybrał drugie, heroiczne rozwiązanie.
Z początku wyglądało to niegroźnie, po prostu doskwieranie i nic więcej, ale po jakimś czasie w polu świadomości pojawiła się pięta, i to w momencie, kiedy młody Cogito mozolnie chwytał myśl profesora rozwijającego temat pojęcia idei u Platona. Pięta rosła, nabrzmiewała, pulsowała, z bladoróżowej stawała się purpurowa jak zachodzące słońce, wypierała z głowy nie tylko ideę Platona, ale wszystkie inne idee.
Wieczorem przed udaniem się na spoczynek wysypał ze skarpetki obce ciało. Było to małe, zimne, żółte ziarenko piasku. Pięta była przeciwnie duża, gorąca i ciemna od bólu.

https://www.facebook.com/Lord-Tytus-Mandarynka-449225425101644/
https://www.youtube.com/user/LordTytusMandarynka