środa, 30 września 2015

Post o próżności.

Leżałem w łóżku, mimo, że była godzina dwunasta trzydzieści starałem się nie obijać więc przeglądałem polajkowane strony na fejsie. I jakoś wyskoczyła mi ta notka. http://kaluzapelnamirabelek.com/2015/09/27/piaskownica-dla-doroslych/. Pomyślałem, że czemu nie, przeczytam, będzie ciekawa, a ja będę jakoś mniej mitrężył czas. I co mi pomyślałem po przeczytaniu tej notki, otóż jest o próżności. A czym właściwie jest próżność? Od razu pomyślałem o pysze jako o biernej afirmacji siebie jako jednostki wyraźnie lepszej od innych. Zaś próżność jest aktywną formą tego uczucia? Emocji? Stanu? I jako forma aktywna poszukuje miejsc i sytuacji do bycia pysznym. Ah, jak szkoda, że nie ma już kanibali. Kilku co pyszniejszych pewno by z chęcią zjedli. Zadziwiła mnie niespotykana forma tego wpisu, ponieważ spodziewałem się czegoś podobnego do eseju, czy felietonu, a zastałem niezwykle zręcznie utkane opowiadanie, gdzie bardzo ładnie przepleciono historię z próżnością.
Zastanówmy się teraz czym jest właściwie pycha i próżność. Stanem? Emocją? Uczuciem? Zanim to zrobimy, powinniśmy zdefiniować każdy z tych trzech terminów i skoro już będziemy mieć zdefiniowane i zbiory i elementy, to będziemy wiedzieć co jest czym. Stan jest w moim rozumieniu permanentnym, a przynajmniej długotrwałym unoszeniem się jednej emocji na powierzchni danej emocji. Emocja. Czym jest emocja? Jest jakimś uczuciem? Czy te terminy tak właściwie się różnią? Czy może uczucie i emocja to to samo? Ciężko wyczuć i trzeba się nad tym pochylić mocniej. David Hume - szkocki filozof z XVIw., na którego teorii opierał się w swoich przemyśleniach Immanuel Kant twierdził, że w człowiek poznając najpierw odnosi wrażenia, które potem przekształcają się w idee, które są bardziej dokładne i szersze. Może z emocją i uczuciem jest podobnie? A stan jest formą manifestacji? Emocja wydaje się być raczej może jednak nie tyle słabszą, co krótszą, a uczucie jest bardziej długotrwałe. Można to porównać do dwóch żarówek, z których żarówka - emocja świeci jednym krótkim, ale bardzo jasnym impulsem, a uczucie świeci trochę dłużej, a słabiej. Zaś stan jest całym dużym żyrandolem pełnym żarówek.
To skoro pojęcia mamy zdefiniowane to zastanówmy się w jaki sposób nachodzą na siebie. Stan odrzucamy z tego rozważania, ponieważ jest bardziej kategorią rozciągniętą w czasie. Zatem jak interferują ze sobą emocja, uczucie, pycha i próżność? Jak powiedziałem na początku, pycha jest bierną afirmacją siebie będzie raczej dłuższotrwałym wrażeniem niż próżność, w takim razie będzie pycha emocją, a próżność uczuciem. Oczywiście jedno może przejść w drugie w dowolną stronę w zależności od woli jednostki, ale na razie rozważałem ten układ statycznie. Nigdy statystycznie, bo to krzywdzące dla jednostki. Ale nie tutaj o tym. Tutaj o czymś, o czym nie wiele wiem, bo jak raz zdarzyło mi się afirmować siebie pozując w szkole rysunku, ale byłem o to poproszony więc nieznane jest mi afirmowanie się agresywne. Narzucanie się z własnym jestestwem. Czyli według tego co napisałem trochę wcześniej nieznana mi jest próżność. Mam nadzieję, że wam też.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

niedziela, 20 września 2015

O nienawiści w internecie.

Ostatnio głośnym tematem stał się hejt w internecie i mowa nienawiści. Niestety jak przy każdej dyskusji toczącej się w internecie nie ma jasno zdefiniowanych pojęć, ani niczego na czym można by bazować w debacie, przez co cała sprawa przypomina dyskusję na imprezie. A to nie jest właściwie, bo nie posuwa świata dalej. Ta notka będzie w podzielona na trzy części.
a) czym jest hejt i mowa nienawiści
b) co się o tych zjawiskach mówi
c) jak się przed nią bronić

Hejt i mowa nienawiści są dwoma różnymi zjawiskami. Ponieważ hejt jest niekonstruktywną, opartą na niepełnych przesłankach krytyką. Muszę was tutaj, moi drodzy Czytelnicy odesłać do mojej notki o krytyce. Mowa nienawiści jest częścią hejtu jak dla mnie, ponieważ bez jej wkładu hejt nie będzie w pełni mocy. Innymi słowy mowa nienawiści jest tym co konstytuuje hejt jako hejt. Bez niej będzie tylko nie trafioną próbą wytknięcia błędu. Zaś mowa nienawiści jest w moim rozumieniu po prostu używaniem wulgaryzmów i inwektyw wobec rozmówcy w celu obniżenia jego poczucia własnej wartości i wykazania swojej nad nim wyższości przez zepchnięcie go do obrony już nawet nie w debacie, a w obrzucaniu się błotem. Artur Schopenhauer napisał książkę pod tytułem "Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów", w niej zawarł po pierwsze trochę sposobów obrony przed podchodami w rozmowie, a po drugie wyróżnił trzy typy argumentów. Pierwszą grupą są ad rem, czyli odnoszące się bezpośrednio do przedmiotu dyskusji. Za przykład mogą tu posłużyć inżynierowie spierający się, o to jakich śrub lepiej użyć w projekcie urządzenia. Drugą są argumenty ad hominem, one tyczą się cech ludzkich i ludzi ogólnie. Nie są to według gdańskiego filozofa argumenty najwyższych lotów, ale nadal złe nie są. Najgorszą grupą według niego są argumenty ad personam, czyli własnoustne zmieszanie przeciwnika w błotem. Są to argumenty używane tylko wtedy, kiedy rozmówca nie ma innych argumentów. Mowa nienawiści to właśnie są argumenty ad personam, bez żadnej wartości merytorycznej.
Przejdźmy teraz do tego co się o tym mówi. Ta część sprowokowała mnie do napisania tej notki. Otóż mówi się o tym bez jasnego zdefiniowanie co jest czym, czym różni się jedno od drugiego. Stąd przekaz jest niepełny, widzimy coś, ale nie przemyśleliśmy co chcemy z tym zrobić. Dobrze jest sygnalizować istnienie złych rzeczy, ale etyka odeszła już od Sokratejskiego wywodzenia zła z niewiedzy, czyli twierdzenia, że ludzie jeśli będą wiedzieć, że robienie czegoś jest złe, to nie będą tego robić. To niestety nie jest takie proste. Ludzie postępują bardzo różnie w zależności od własnych upodobań. Dominuje myśl konsekwencjalistyczna. A myślenie Sokratesa było związane z deontologią, czyli nurtem rozważającym nie konsekwencje działania, ale je jako takie. Innymi słowy deontologia patrzy, czy ktokolwiek cierpi na dokonanym przez nas czynie, jeśli tak, to nie jest on wart dokonania. Problem z deontologią jest taki według mnie, że wymaga wyraźniejszego, ostrzejszego spojrzenia na świat, a także empatii. Empatia wydaje się być kluczową jeśli chodzi o tę sprawę. Pozwolę sobie na delikatną dygresję, Ci z was, którzy mnie regularnie czytają mogą zauważyć pewną sprzeczność, czy niezgodność mojego podejścia do konsekwencji i tego, że człowiek powinien być w stanie przyjąć konsekwencje swoich czynów, co niby umożliwia jako konsekwencję branie na siebie w ostateczności nawet, życia czy zdrowia innych ludzi, ale nie. Ponieważ człowiek jest pojedynczy i nie ma prawa wpływać na innego bez jego zgody i woli.
Teraz przejdźmy do ostatniej już części. Próby odpowiedzi na pytanie jak się przed tym bronić? Zdaję sobie sprawę, że łatwo jest powiedzieć "nie przejmuj się tym, nie ma czym się zajmować", czy mówić o tym na setki innych sposobów, ale wywrze to jedynie częściowy efekt. Bo to od czego właściwie powinniśmy zacząć, to albo dokonać niemożliwego i nie tyle odgórnie narzucić, co każdy sam w sobie powinien wykształcić nie odpowiadanie na takie komentarze. Bo bodziec nie wywołujący reakcji nie jest właściwym do powtarzania, a to zakończyłoby łańcuszek hejtu. Myślę, że musimy pójść trudną drogą i zacząć pokazywać sposoby jak sobie z takimi komentarzami radzić. Jak radzić sobie z mową nienawiści i hejtem. Nie jest to łatwe, ale jest to jedyne co możemy zrobić. Zanikają pozytywne wzorce moralne. Wszystkie wzorce są czysto intelektualne, ironiczne, sarkastyczne. Jeśli wprowadzamy do dyskusji takie figury musimy się liczyć z tym, że przenikną one do sfery moralności. Czemu w drugą stronę tak nie jest i Sokrates nie ma racji? Nie wiem. Po takim wstępie rzucę na koniec czymś co wpadło mi do głowy oglądając film na ten temat autorstwa Włodka Markowicza. Ma rację mówiąc w nim, że internet daje nienawistnikowi anonimowość, ale z drugiej strony osoba nienawidzona również jest absolutnie anonimowa. Czym się więc przejmować? Może to komuś pomoże. Mam taką nadzieję.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

sobota, 19 września 2015

Obrona blogera

Tytusie lordzie Mandarynko,
jesteś oskarżony o zbrodnię największej wagi. O bycie prostytutką tego szczególnego typu, który zamiast kupczyć własnym ciałem, handluje czasem swoim i innych zamieszczając w sieci wpisy na blogu! Co oskarżony ma na swoją obronę?

Przyznaję się do bycia blogerem. Nie szukam uniewinnienia, ale jedynie możliwie łagodnego wyroku. Proszę o niego ze względu na bycie szczerym wobec zebranych, a jednocześnie konsekwentnym wobec samego siebie, co poczytuję sobie jako jedną z, jeśli nie największą swoją zaletę. Ponadto w swoich wpisach staram się szerzyć myśl nieco głębszą niż "chleba i igrzysk". Nie używam a przynajmniej nie celowo i świadomie chwytów retorycznych, a w polemice erystycznych. Dla swojego zdania jestem (przynajmniej w swojej opinii) bezlitosny i krytyczny, szukając zawsze drugiej strony i obie te strony konfrontując ze sobą. Przyznaję się do swojej subiektywności i nie bycia nieomylnym. Nie uważam się za człowieka lepszego sortu tylko dlatego, że mam czelność prowadzić bloga. Po prostu jak skacowany wymiotuje, tak i ja wyrzucam z siebie rzeczy, mam nadzieję, że o trochę większej wartości. Jako ostatnie pozwolę sobie zauważyć, że nie moralizuję uznając w sobie człowieka mającego skłonność do błędów, będącego wyznawcą jednej ze szkół etycznych, nie będącego nawet pewnym, czy jej nauki dobrze pojmuje.

To już jest ostatnia z notek o szczerości, ta jest próbą szczerej odpowiedzi na pytanie o powody mojego blogowania, a także ile jest to moje blogowanie warte. Uznałem, że forma obrony w sądzie może być ciekawsza w odbiorze.

wtorek, 15 września 2015

O szczerości.

Ciągnę myśl z poprzedniej notki...

I tutaj niby mogę, czy też powinienem podać link, ale na ile to będzie kierowane wolą zapoznania Was, moi drodzy Czytelnicy, z moją poprzednią notką i ciągiem myślowym, a na ile zdobyciem kolejnych wyświetleń? Zależy mi na jednym, a przez to na drugim.
Chciałbym, żebyście możliwie w pełni podążali za moim tokiem myślenia, a z drugiej strony wiem, że robi mi to wyświetlenia. Trochę takie niedźwiedzie zamiary.
Czytanie tej notki bez zapoznania się z poprzednią będzie trochę jak czytanie drugiej części dowolnej zwartej serii, czyli takiej gdzie wydarzenia w kolejnych książkach bezpośrednio wypływają z poprzednich.
Zostawię waszej woli i osądowi czy chce wam się wejść na bloga jako takiego i przeczytać całą poprzednią notkę. Ale szukając kolejnych przykładów. Choćby i makijaż można poddać analizie pod tym względem. Tylko pod jakim? Pod względem szczerości rozumianej jako otwartość motywów. Makijaż według mnie może być albo korekcyjny, albo imprezowy, gdzie korekcyjny ma za zadanie kryć niedoskonałości skóry, zaś imprezowy jest ostrym makijażem mającym przykuć uwagę do naszej osoby i jakiegoś konkretnego waloru twarzy z reguły oczu. Tylko, czy któreś jest choćby relatywnie lepsze od drugiego? Niby jak człowiek jest na imprezie to wie, że to makijaż, że pod tym są skazy. Z drugiej strony czy naprawdę na imprezie człowiek przywiązuje wagę do tego, że ktoś ma makijaż na twarzy?
Gombrowicz pisał w swoich Dziennikach o makijażu i czającej się za nim obłudzie. Dostrzegał ją z resztą nie tylko w makijażu, ale i choćby w butach na obcasie.
Ale żeby nie przedłużać rzucę jeszcze jednym tylko przykładem. Otóż:Wegetarianie. Czemu jest tak, że można kupić kotlety sojowe o smaku schabowego? Rozumiem wegetariańską chęć nie przyczyniania się do czyjegoś cierpienia, ale czemu ta chęć musi smakować jak to cierpienie? Może nie jest to złe, ale na pewno niezrozumiałe i dziwne dla mnie. Przeanalizujmy to pod względem tego, czy te motywy są otwarte. Z tego co mówią wegetarianie w przestrzeni publicznej, to tak, są otwarte. Bo albo powołują się na chęć ograniczenia zwierzęcego cierpienia, albo niechęć do jedzenia czegokolwiek z twarzą, albo z jakichś dziwnych przyczyn mięso im po prostu nie smakuje. Tu wróćmy do tych, którzy chcą ograniczyć cierpienie zwierząt. Nie chcę się spierać czy one faktycznie cierpią, ale na pewno i tak umierają i umrą, bo rzeźnie produkują "ile wlezie", a nie " tyle ile się sprzedało w ostatnim miesiącu", więc można by nawet powiedzieć, że jest to marnowanie ofiary tych zwierząt. Uzasadnienie o nie dokładaniu się do tego cierpienia jest właściwsze, bo wygląda jakby ktoś go używający zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko aktualnie jest produkowane w trybie "ile wlezie".
Wracając do tematu szczerości, jako jawności motywów, to czy nie byłby piękniejszym Świat, w którym wszyscy są wobec siebie absolutnie szczerzy? Nie ma marketingu, reklam. Jest tylko szczera współpraca PRowa, o której i tak wszyscy wiedzą, że jest opłacona. ALE! Opłacany ręczy swoją reputacją i nie może się zasłonić tym, że to "tylko reklama". Czyli wracamy do odpowiedzialności i konsekwencji pojmowanej tak jak w innej mojej notce, tym razem tej o samodzielnym myśleniu. Czyli jako konsekwencji pojmowanej w sensie cechy i następstw naszych czynów. Czy jesteśmy gotowi jako ludzie z godnością wypić to piwo, które ważymy.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644