sobota, 29 sierpnia 2015

Trochę zdań o uprzejmości w formie pisanego vloga, ale nim nie będące.

Trochę się ostatnio podziało ciekawych rzeczy, które skłoniły mnie do pewnych przemyśleń.
Wstęp będzie trochę jak do pisanego vloga, ale jak widać po tytule jest to normalna notka.
Otóż wracając z wieczoru kawalerskiego mojego przyjaciela zobaczyłem, że zatrzymał się samochód. Zanim zdążyłem się przestraszyć, zobaczyłem, że wysiadł z niego mój znajomy i spytał, czy mnie gdzieś nie podwieźć, bo wyglądam na wstawionego(Nie tylko wyglądałem. Byłem i dlatego się nie przestraszyłem do momentu, w którym go rozpoznałem, a wtedy już nie miałem się czego bać). Odparłem, że nie, bo mam już niedaleko. Mówiąc szczerze to nie znamy się jakoś bardzo dobrze, łączy nas wspólne hobby, które wymaga sporego zaufania dla drugiej osoby. Wiem, że mogę mu ufać, że jest bardzo spoko człowiekiem, ale nie spodziewałbym się, że zrobi coś takiego.
Druga sytuacja to stary odgrzewany kotlet. Otóż chodzi o sprawę pomiędzy właścicielem browaru Ciechan. Panem Markiem Jakubiakiem, a bokserem - Dariuszem Michalczewskim. Sprawa rozeszła się o to, że "Tiger" przyznał się do wspierania środowisk najprościej mówiąc "nieheteronormatywnych", na co pan Jakóbiak odparł, że życzy mu dwóch ojców, to przynajmniej będzie miał co possać(jakby w normalnych rodzinach nie było pedofilii i kazirodztwa). Ostatnio co ważne dla notki, pan Jakóbiak powiedział w wywiadzie, że sobie to nieporozumienie wyjaśnili. Trzecia rzecz to sytuacja, która spotkała mnie na poczcie. Otóż idę sobie wysłać list, jestem pierwszy w kolejce, a w okienku stoi starszy mężczyzna, który bardzo żywo z panią na poczcie rozprawia. W pewnym momencie, starsza koleżanka Pani-do-której-czekałem odezwała się: "Więc składa Pan zażalenie?" Na co Pan odpowiedział: "Tak", chwilę jeszcze stał, zażalając się pisemnie po czym odszedł. Podszedłem do okienka, uprzejmie podałem Pani-do-której-czekałem list i jakiś tak po za zwyczajowym "dzień dobry", powiedziałem jeszcze, że zawsze najłatwiej obwiniać posłańca. Panie w okienku się uśmiechnęła i wyjaśniłam że ten Pan zażalił się na to, iż pomimo dwukrotnego awizowania nadana przez niego przesyłka nie została doręczona. Czekała na poczcie w miejscu docelowym przez trzy tygodnie, a mimo tego nikt jej nie odebrał. Ale to nie jest ważne.
Ważne jest sedno sprawy. A nim jest uprzejmość i, aż się ciśnie na usta "właściwe" podejście, ale to jest po prostu ludzkie podejście. Takie, które ponoć jest przyrodzone i niezbywalne wraz z godnością.
Choć tutaj dam taki kijek. Mówi się, że żadna praca nie hańbi, a z drugiej strony ponoć można się zhańbić na przykład się prostytuując. Te wszystkie trzy sytuacje mogły się potoczyć zupełnie inaczej gdyby Ci ludzie uszanowali nawzajem swoją godność.
Po pierwsze znajomy mógł się nie zatrzymać, a ja nigdy bym się nie dowiedział, że mnie mijał. Może nie było by to nieuprzejme, ale nie byłoby uprzejme, jeśli podążacie za moim tokiem rozumowania. Jego zachowanie nie wywarłoby na mnie negatywnego efektu, ale też nie wywarłoby pozytywnego.
Oddałem dziś krew i zastanawiam się czy to również jest uprzejme. Jak właściwie rozumiem uprzejmość? Jest to dla mnie zbiór wszelkich zachowań, które mają niewielki pozytywny wpływ na drugą osobę. Zaś zachowania, które poważnie oddziałują w sposób pozytywny są dla mnie życzliwymi.
I teraz jak się nad tym zastanawiam to zatrzymanie się przez znajomego jest zachowaniem życzliwym, a nie uprzejmym. Nie jest ważnym, że przez nie wielką odległość od mojego celu mu podziękowałem. Ważnym jest, że w możliwości był gotów zabrać mnie kawałek nawet i pod prąd w stosunku do kierunku, w którym się przemieszczał. Nie mówię, że byłby skłonny pojechać na drugi koniec miasta, a na pewno jakiś kawałek w jego stronę byłby gotów pojechać. Teraz, czy oddanie przeze mnie krwi jest życzliwe, czy tylko uprzejme?
Potencjalnie może moja krew służyć do transfuzji w trakcie operacji, do badań nad lekami, albo do produkcji leku. Moja znajomość farmacji jest znikoma, ale wydaje mi się, że każde z tych zastosowań jest ważne i wywiera duży efekt na drugiej osobie. Jest to też spory wysiłek, czy też dar ze strony oddającego krew, ponieważ to na resztę dnia wyłącza człowieka z życia, a po za tym gdyby dało się takie leki syntetyzować z krwi zwierzęcej to pewno by tak robiono.
Ostatnio byłem ze znajomymi pod namiotem. Składaliśmy już obozowisko i bardzo zależało nam na czasie. I przyznaję się, że zachowałem się bardzo nieuprzejmie. Najpierw odepchnąłem kolegę, który blokował dojście do namiotu, a potem dopiero go przeprosiłem. Byłem zmęczony i chciałem możliwie szybko zwinąć obóz, co nie zmienia faktu, co nie usprawiedliwia mnie w żaden sposób. On niby się nie obraził, ani tym specjalnie nie przejął, ale ja jednak powinienem był ugryźć się w język.
Kolejne co jest bardzo ciekawe, to historyjka, która krąży gdzieś po internecie. Otóż któryś z naszych urzędów skarbowych wysłał do jednego z dłużników kolejne upomnienie, jednak w formie różni się ono potężnie ponieważ nie jest napisane urzędowym dialektem Polskiego, a takim zwykłym, ludzkim Polskim. I efekt był piorunujący. O wiele szybszy zwrot należności. Czyli kapitan Państwo może być uprzejmy i normalny, co więcej lepiej to działa niż jego normalne modus operandi.
Tutaj powinienem podsumować. Ale ciężko mi. Po pierwsze dlatego, że nie chcę pójść w moralizatorstwo, a w takim temacie bardzo o to łatwo, zwłaszcza, że wszyscy wiemy o tym, że należy być uprzejmym. Więc co? Silić się na jakieś mądrości o uprzejmości? To wionie truizmami, a po za tym jest zawoalowanym moralizatorstwem. Swoją drogą szczerość i nie szczerość w kontekście widoczności faktycznych motywów jest bardzo ciekawa, ale o tym kiedy indziej.

piątek, 14 sierpnia 2015

Problemy sławy w dobie cyfryzacji.

Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to bezpośrednio dotyczyło, jednak bywając na różnych akcjach gdzie są zaangażowane osoby sławne widzę, że w relacji Sławna Osoba-fan, SO ulega urzeczowieniu. Po prostu ludzie robiąc sobie zdjęcia ze swoimi ulubionymi twórcami internetowymi(bo głównie na takich meetingach bywam) wyglądają jakby robili sobie zdjęcie z figurą woskową/zabytkiem, ale na pewno nie z żywym człowiekiem, który poniekąd właśnie dla swoich fanów przyszedł. A oni nic. Fotka, podpis i pa pa. Mnie osobiście zawsze bardzo ciekawiło jacy Ci ludzie są naprawdę. I przyznam szczerze, że mam szczerą nadzieję kiedyś ich poznać. W jakiś sposób wpłynęli, lub cały czas wpływają na mnie, na moje jestestwo i na moje bycie. Tak jak w poprzedniej notce napisałem przy pozowaniu. Też to była pewna wersja bycia celebrytą, epatowania sobą, ale z wymuszeniem skupienia na pozującym wielkiej uwagi. A aktualnie doświadczam z zewnątrz rozmycia uwagi i autorytetów, czyli widzę że ludzie słyszą, ale nie słuchają, patrzą, ale nie widzą. Brak w tym wszystkim cząstki świadomości odpowiedzialnej za skupienie. Można nawet wysnuć wniosek, że ludzie egzystują, ale nie żyją. A jedynym co powoduje jakiekolwiek znamiona podwyższonej aktywności jest nagła zmiana, która jak igła dźgająca nogę martwej żaby powoduje podrygi... Ale się patetyczny zrobiłem. Powinienem dostać nagrodę patanta roku(mutacja patosu z palantem).
Nie chcę dalej ciągnąć tego wątku, bo to po części już opisałem w poprzednich notkach, a po za tym nie to jest tutaj zagadnieniem. Wracając do sławy w dzisiejszych czasach, to jak odnosić się do kogoś kto jest sławny, ale jednocześnie nie jest sławny w taki poważny sposób? A przynajmniej w sposób, który nie jest uznawany za poważny. Bo jak uznawać kogoś za poważnego jeśli jest po prostu sobą? Nie dokonał żadnej metamorfozy, żeby stać się sławnym. Taki ktoś też się nie izoluje od widzów, a wręcz do nich lgnie. Nie ma żadnego kontrastu między nim, a społeczeństwo lubi kontrasty. I jeśli ktoś się nie wywyższa to czemu niby ma przecież być niezwykły? Ludzie jednak sami spłycają swoje interakcje ze swoimi idolami. Za dowód może posłużyć choćby to co Ajgor Ignacy(https://www.youtube.com/watch?v=ZbZNUVMfB4k&feature=youtu.be) mówi w wywiadzie u Łukasza Jakóbiaka. Mówi tam, że nawet nikt nie stara się z nim prowadzić normalnej rozmowy, a wszyscy jedynie mu potakują.
Jakie są wyznaczniki wspomnianej przeze mnie poważnej i nie poważnej sławy? Dystans do niej i do siebie w roli kogoś sławnego. Skłonność do obrażania się o cokolwiek. Wywyższanie się. Uważają się za lepszych od zwyczajnego człowieka, a nie do końca mają ku temu podstawy. Ale przez to, że gwiazdy od pewnego momentu(, który można nazwać początkiem nie kinematografii jako takiej, ale tej która miała już fabułę, bo wtedy zaczęły się gwiazdy.
A jeśli już przy gwiazdach jesteśmy, to czy nie jest jej los tragiczny? Być otoczonym ludźmi, którzy uwielbiają jeden fragment Twojego życia, podczas gdy każdy inny może się sypać, albo nawet i nie istnieć. Pisał o tym profesor Tadeusz Gadacz w swojej książce "O umiejętności życia". Przytoczył tam hipotetyczny przykład skrzypka, który na koncercie jest obdarowywany owacjami na stojąco, a po powrocie do swojej garderoby płacze, bo jest osamotniony. Profesor wyróżniał również samotność i osamotnienie. Samotność jest wyborem jednostki, może być czasowa, może być stała. Osamotnienie najprościej przyrównać do ostracyzmu, kiedy to wbrew naszej woli, czy też chęci bycia z ludźmi jesteśmy sami. Drugim, który o tym pisze jest Voltaire, muzyk, w swoim utworze "The Devil and mister Jones" (https://www.youtube.com/watch?v=XMHPWH4dUJ4&index=5&list=PLBrz0CctEXH7-u0jADiPJparhGBsgU4R7), opisuje walkę diabła z aniołem o duszę pana Jonesa, który może stać się wielkim w jakiejś dziedzinie życia, przepłaci to jednak anonimowością i osamotnieniem, choć na własne życzenie. Anielica mówi mu, że zbrodnią wbrew niebiosom jest choć na chwilę chować tak piękny uśmiech, żeby pokazał swoją twarz, a zawsze będzie kochany i nigdy nie będzie sam, ale nie będzie w niczym wybitny. Czy naprawdę trzeba płacić tak wysoką cenę, za sławę? Człowiek sławny daje w pewien sposób całego siebie ludziom, w krótkim wymiarze czasu, jednak danemu występowi, czy napisaniu książki musi się poświęcić całkowicie przez długi okres czasu, żeby takie coś z siebie wydać.
Tylko czemu jeśli ludzie lgną do kogoś takiego jak ćmy do ognia wciąż jest to osoba, tak naprawdę osamotniona. Tego w obecnym momencie nie wiem.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

sobota, 1 sierpnia 2015

Pisany vlog #6

Spacerowałem sobie wczoraj po Krakowie, a jeśli o tym piszę to znaczy, że coś ciekawego się podczas tego wydarzyło. Po pierwsze zawędrowałem do okolicy gdzie się wychowałem, zobaczyłem, że okno mieszkania na parterze gdzie mieszka mój przyjaciel z dzieciństwa jest otwarte. Postanowiłem sprawdzić, czy jest w domu i ostatkiem woli powstrzymałem się od krzyknięcia jego imienia jak to zwykłem robić dziecięciem będąc. Podszedłem do domofonu, nacisnąłem guzik odpowiadający za zadzwonienie do jego mieszkania i jak kiedyś powiedziałem "Dzień dobry, czy jest XXX?". Okazało się, że jest. Wszedłem na klatkę, otworzył mi. I po początkowym zdziwieniu, że się pojawiłem powiedział, że ma czas na pięć minut pogadać przed kamienicą. Stoimy, rozmawiamy. Nic się nie dzieje. Woła przez okno brata i mówi mu, że skoro trzeba pójść zrobić zakupy to on pójdzie. Ich ojciec wyszedł do okna dać mu kasę. Kiedy się przywitałem najpierw mnie nie rozpoznał, potem z racji noszonego zarostu nazwał Rumcajsem. I jak za młodu poszliśmy na pobliski plac targowy po zakupy. Włóczymy się, gadamy. Nic się nie dzieje. Wracamy. Potem wygospodarował jeszcze kolejne dwadzieścia minut czasu. Idziemy na pobliskie błonia, siadamy na ławce. Gadamy. Czas się kończy. Rozchodzimy się. Ja dalej włóczyć się po mieście, on do swoich spraw. Niby nic wielkiego. Gadanie, chodzenie. A dla mnie to wszystko miało niesamowite znaczenie. Poczułem się znów jakbym miał 15 lat. Czasem fajnie jest poczuć się poniżej swoich kompetencji. Można wtedy bardziej docenić to kim się jest i co się osiągnęło.
Ale to nie jedyne ciekawe co się u mnie podziało. Spacerowałem dalej, doszedłem do plant i widzę kobietę na ławce. Nic niezwykłego, jednak książka, którą czytała była już bardzo niecodzienna, ponieważ czytała Prousta. Pierwszy raz widziałem kogoś kto trzymał książkę tego autora w ręce. Ostatnią ciekawą rzeczą jaka mi się wczoraj było to jak cały czas dreptam sobie plantami ze słuchawkami w uszach. Czuję tapnięcie na ramieniu i zaczepia mnie facet. Łysy, koszulka z husarze, krótkie spodnie i takie adidaso-trampki. Czarne z białymi sznurówkami. Ja, koszulka Iron Maiden, spodnie-bojówki wpuszczone w cholewy butów. I właśnie o te buty, a nie o zawartość portfela, czy też poglądy zostałem zapytany. I to zostałem zapytany w bardzo uprzejmy i miły sposób. A przez temat narodowca przechodzimy do dwóch kolejnych, do wyglądu i pierwszego wrażenia, a także do tego co jest dzisiaj. Do rocznicy powstania warszawskiego. Zacznijmy jednak od wyglądu i pierwszego wrażenia. Spacerując wczoraj widziałem dużo turystów, którym chciałem pomóc kiedy widziałem, że stoją z mapą w ręce i nie wiedzą do końca gdzie są. Ich reakcją był, można to nazwać strachem. Faktycznie bali się mnie w takim stroju. Kiedy parę dni wcześniej, co prawda do innych ludzi, ale podchodziłem ubrany w jeansy prosili o pomoc, albo odmawiali, ale żaden z nich nigdy nie podskoczył ze strachu. A ja mówiłem zawsze w ten sam uprzejmy i spokojny sposób, czy potrzebują pomocy. A teraz przejdźmy do rocznicy powstania. Zauważyliście, że dzisiejszy dzień jest taki trochę pusty. Zaczyna się po godzinie siedemnastej? Wcześniej nie wypada nic robić, bo przecież to święto. A jednocześnie jest to święto puste. Smutnym jest to, że nie świętujemy żadnego z naszych zwycięstw, a jedynie taplamy się w bagnie porażki. Oni walczą już od godziny.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644