sobota, 1 sierpnia 2015

Pisany vlog #6

Spacerowałem sobie wczoraj po Krakowie, a jeśli o tym piszę to znaczy, że coś ciekawego się podczas tego wydarzyło. Po pierwsze zawędrowałem do okolicy gdzie się wychowałem, zobaczyłem, że okno mieszkania na parterze gdzie mieszka mój przyjaciel z dzieciństwa jest otwarte. Postanowiłem sprawdzić, czy jest w domu i ostatkiem woli powstrzymałem się od krzyknięcia jego imienia jak to zwykłem robić dziecięciem będąc. Podszedłem do domofonu, nacisnąłem guzik odpowiadający za zadzwonienie do jego mieszkania i jak kiedyś powiedziałem "Dzień dobry, czy jest XXX?". Okazało się, że jest. Wszedłem na klatkę, otworzył mi. I po początkowym zdziwieniu, że się pojawiłem powiedział, że ma czas na pięć minut pogadać przed kamienicą. Stoimy, rozmawiamy. Nic się nie dzieje. Woła przez okno brata i mówi mu, że skoro trzeba pójść zrobić zakupy to on pójdzie. Ich ojciec wyszedł do okna dać mu kasę. Kiedy się przywitałem najpierw mnie nie rozpoznał, potem z racji noszonego zarostu nazwał Rumcajsem. I jak za młodu poszliśmy na pobliski plac targowy po zakupy. Włóczymy się, gadamy. Nic się nie dzieje. Wracamy. Potem wygospodarował jeszcze kolejne dwadzieścia minut czasu. Idziemy na pobliskie błonia, siadamy na ławce. Gadamy. Czas się kończy. Rozchodzimy się. Ja dalej włóczyć się po mieście, on do swoich spraw. Niby nic wielkiego. Gadanie, chodzenie. A dla mnie to wszystko miało niesamowite znaczenie. Poczułem się znów jakbym miał 15 lat. Czasem fajnie jest poczuć się poniżej swoich kompetencji. Można wtedy bardziej docenić to kim się jest i co się osiągnęło.
Ale to nie jedyne ciekawe co się u mnie podziało. Spacerowałem dalej, doszedłem do plant i widzę kobietę na ławce. Nic niezwykłego, jednak książka, którą czytała była już bardzo niecodzienna, ponieważ czytała Prousta. Pierwszy raz widziałem kogoś kto trzymał książkę tego autora w ręce. Ostatnią ciekawą rzeczą jaka mi się wczoraj było to jak cały czas dreptam sobie plantami ze słuchawkami w uszach. Czuję tapnięcie na ramieniu i zaczepia mnie facet. Łysy, koszulka z husarze, krótkie spodnie i takie adidaso-trampki. Czarne z białymi sznurówkami. Ja, koszulka Iron Maiden, spodnie-bojówki wpuszczone w cholewy butów. I właśnie o te buty, a nie o zawartość portfela, czy też poglądy zostałem zapytany. I to zostałem zapytany w bardzo uprzejmy i miły sposób. A przez temat narodowca przechodzimy do dwóch kolejnych, do wyglądu i pierwszego wrażenia, a także do tego co jest dzisiaj. Do rocznicy powstania warszawskiego. Zacznijmy jednak od wyglądu i pierwszego wrażenia. Spacerując wczoraj widziałem dużo turystów, którym chciałem pomóc kiedy widziałem, że stoją z mapą w ręce i nie wiedzą do końca gdzie są. Ich reakcją był, można to nazwać strachem. Faktycznie bali się mnie w takim stroju. Kiedy parę dni wcześniej, co prawda do innych ludzi, ale podchodziłem ubrany w jeansy prosili o pomoc, albo odmawiali, ale żaden z nich nigdy nie podskoczył ze strachu. A ja mówiłem zawsze w ten sam uprzejmy i spokojny sposób, czy potrzebują pomocy. A teraz przejdźmy do rocznicy powstania. Zauważyliście, że dzisiejszy dzień jest taki trochę pusty. Zaczyna się po godzinie siedemnastej? Wcześniej nie wypada nic robić, bo przecież to święto. A jednocześnie jest to święto puste. Smutnym jest to, że nie świętujemy żadnego z naszych zwycięstw, a jedynie taplamy się w bagnie porażki. Oni walczą już od godziny.

https://www.facebook.com/pages/LordTytusMandarynka/449225425101644

1 komentarz:

  1. nominuję Cię do LBA :) więcej informacji znajdziesz w tym poście:
    http://almaeness.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń