sobota, 11 czerwca 2016

O studiach, wykładowcach i studiowaniu. A także o ludziach ogólnie.

Mam sesję... Więc zamiast uczyć się, siedzę i piszę coraz to lepsze, w mojej opinii przynajmniej, notki. I kolejny temat, który mi wpadł do głowy to moje studia właśnie. Bo to z jednej strony jest proces zdobywania wiedzy, rozwijania się intelektualnego człowieka. A z drugiej jednak jest to ciąg relacji studentów między sobą, oraz studentów z wykładowcami. Jest to też proces przekazywania wiedzy przez wykładowców. I jak to wygląda od ich strony?

Rzadko patrzymy na rzeczy z perspektywy tej drugiej osoby. Drugiego końca patyczka, bo każdy ma dwa końce. W najbliższym spojrzeniu, bo potem się okazuje, że każdy koniec rozgałęzia się na milion patyczków.
Wracając.
Spojrzenie z perspektywy drugiej osoby jest jednym z najbardziej otwierających doświadczeń jakie zdarzyło mi się przeżyć i przeżywać wciąż, bo cały czas staram się patrzeć też od drugiej strony. Można wtedy odkryć, że wcale nie jesteśmy tak bardzo różni, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Chcecie przykładów? Proszę. Dowód nr 1.

I my i wykładowcy udowadniamy jak wiele można zrobić w przeciągu nocy. Ale o ile studenci przyznają się do tego i wręcz czynią z tego pewne osiągnięcie, o tyle wykładowcy cały czas twierdzą, że "Oczywiście, że umiemy zarządzać czasem, jesteśmy poważnymi wykładowcami akademickimi"... Ta, jasne. A ja potrafię zrobić jajka na miękko. Nigdy mi nie wyszły. Czasem tylko białko wychodzi przez skorupkę, która nagle postanowi pęknąć w połowie gotowania. Nigdy tego nie zrozumiem, a żaden z magicznych sposobów nie działa.
To mały dowód? O, wy małej wiary. Już podaję kolejny. Ja osobiście zawsze byłem postrzegany za osobnika dość obok wszystkich innych ludzi i grup. Ale tak jak też inni, Ci bardziej społeczni, lubię spędzać czas wśród ludzi, tylko siedzę na tyle daleko, że nie czujesz kebaba, którego zjadłem w przerwie między jednym piwem, a drugim. Bardziej przekonani? Mam nadzieję, bo nie mam siły myśleć nad kolejnymi przykładami, nie są one też w tym wszystkim najważniejsze, ponieważ trochę odciągają od głównej myśli przewodniej. Ostatnio czytałem o tym u mojego ulubionego, dawno już nie wpisywanego w tagi, Immanuela Kanta.

Napisałem, że studiowanie jest sposobem na rozwój intelektualny dla studenta. Może ma to też taki efekt dla wykładającego dane zagadnienie? Czasem student wyjdzie z wyjątkowo ciekawą obserwacją, albo błyskotliwą syntezą dwóch pozornie przeciwstawnych sobie poglądów. Wtedy wykładowca musi choćby na chwilę dogonić myślami studenta i może nawet pójść krok dalej, więc tym razem student musi gonić. I mogą tak skakać o te dwa kroczki bardzo długo, albo krótko. W zależności od ich inteligencji i wiedzy. Tak samo przy rozmowie ze znajomymi. Choć tu jeszcze dochodzi do głosu pierwiastek relacji, czy przyjaźni. Jeśli ktoś kogoś wyprzedzi, a druga osoba nie będzie już miała jak dogonić, może to wywołać frustrację i w drugiej osobie wzbudzić poczucie tak naprawdę absolutnie nie uzasadnionej niższości, bo co z tego, że ktoś nie dał rady w tym intelektualnym berku na podwórku tego jednego zagadnienia? Są pola gdzie role by się odwróciły, choć ważnym jest próbować możliwie długo tę zabawę w berka uprawiać.

Ludzie często starają się pokazać, że są od kogoś lepsi. Tutaj zaczyna się patyczek nazwany konfliktem między kultem jednostki, a kolektywizmem, ale to zostawmy na kiedy indziej.

https://www.facebook.com/Lord-Tytus-Mandarynka-449225425101644/
https://www.youtube.com/user/LordTytusMandarynka

niedziela, 5 czerwca 2016

Długość ma znaczenie?

Jak się okazuje, jednak tak. Ale nie w kwestii z jaką najczęściej się wiąże ten zwrot. Otóż spotkałem się z opinią, że notka na blogu powyżej czterech tysięcy znaków, jest już za długa i przestaje być w związku z tym ciekawa. Dla mnie to trochę dziwne, ale jak wszystko, tak i to spróbuję zrozumieć. Co powoduje człowiekiem, że nagle w pewnym momencie wykonywania danej czynności nagle traci nią zainteresowanie. "To jest dokładnie tak jak dlaczego miłość się wypala." - pewno powie część z was. Ale przecież związek jest pewnym stanem. Jest czymś trwającym o wiele więcej czasu niż przeczytanie nawet i dziesięciu tysięcy znaków. Jeśli też jestem na tyle uprzejmy, że zacząłem czytać czyjeś słowa, to też powinienem mu pozwolić dokończyć wygłaszać swoją opinię. Tak z czystej ludzkiej uprzejmości powinienem, czyż nie?

Co może powodować to, że czynność jaką jest czytanie została zrównana z procesem, którym jest. Wiem, że obie te rzeczy są do siebie dość podobne, a jedyne co je różni to czas w jakim trwają. Z jednej strony jedyne, ale też różni je aż czas w jakim trwają. Chyba o to się rozbija cała sprawa. Coś takiego się stało, że człowiek przestał być w stanie skupiać na dłużej swoją uwagę. To jak taki człowiek czyta książkę? Czyta pół strony na raz? Czyta wydania kieszonkowe? Czy może nie czytają?

Problem długości nie dotyka jedynie długości całych tekstów, ale również pojedynczych zdań. Ponoć moje są za długie. Może źle je składam? Zawsze wydawało mi się, że zdania wielokrotnie złożone nie są niczym złym, bo przecież każdy je przerabiał w szkole, więc nie powinny stanowić dla nas, Polaków wielkich problemów. Staram się też tymi zdaniami oddać mój tok wypowiedzi słownych Wydaje mi się to właściwym, żeby jeśli mnie ktoś spotka, nie zdziwił się, że nagle używam zdań wielokrotnie złożonych.

Używam ich z kilku powodów. Po pierwsze, bo mogę i nikt mi tego nie zabroni. Po drugie, bo są dla mnie jedną z części mniej lub bardziej jasnego i wyraźnego konstruktu jakim jest "czysta i ładna polszczyzna". Poprawnej polszczyzny również chciałbym zostać orędownikiem, ale nie czuję się w tej materii kompetentny. A po trzecie są dla mnie też pewnym wyzwaniem, i to jeszcze takiego typu, który sprawia mi przyjemność.

Wracając do przyczyn rozmycia uwagi. Wydaje mi się, że rewolucja teleinformacyjna jaka nastąpiła na początku XXIw. jest tutaj również winowajcą. Ponieważ nagle pojawiło się bardzo wiele źródeł informacji, gdzie ze wszystkich chcemy czerpać, ale nie mamy możliwości, więc tak tylko zanurzamy dłoń tuż pod powierzchnią i już moczymy ją w kolejnym z dostępnych nam źródeł informacji. Ale jaki to ma sens, że przeczyta się na dwóch, przypuśćmy, że nawet i przeciwstawnych portalach o tym samym wydarzeniu, jeśli oba źródła podają też nie pełne artykuły, a okrojone do nawet i kilkuset znaków notki. Niewiele się z czegoś takiego dowiem. Zdaję sobie również sprawę z tego, że żyjemy aktualnie w globalnej wiosce, że mogę z równą łatwością porozmawiać z sąsiadem zza płotu, jak i z legendarną "ciotką z USA" i pewno z obiema tymi osobami będę rozmawiał o sprawach absolutnie bez znaczenia. Bo na nic głębszego nie ma czasu, bo to za długie.

piątek, 3 czerwca 2016

O grach, ambicjach, zmianach w świecie.

Znacie te momenty podczas grania w sieci, zwłaszcza podczas rozgrywek gdzie wygrać może tylko jedna drużyna? Mecz był wyrównany, lub jednostronny, ale często znajdzie się ktoś kto już w trakcie hejtuje, albo używa mowy nienawiści(ich definicje podaję w poprzednich notkach), w których to pisze wszystkie błędy, które popełniliśmy, mimo, że często po prostu nie mogliśmy przewidzieć, że jest jeszcze jeden przeciwnik tuż za załomem i nasza samotna pogoń za uciekającym osłabionym wrogiem skazana jest na porażkę i będzie to to jedno zagranie, które zadecyduje o waszej przegranej. Co powoduje, że ktoś do wyniku rozgrywki przywiązuje taką wagę? Zaczęło mnie to zastanawiać, pod wpływem kilku zasłyszanych wypowiedzi gdzie ktoś obok mnie zadał to pytanie. I wydaje mi się, że znam odpowiedź.

Otóż trzeba zobaczyć i uznać pojawienie się nowej klasy, czy kategorii sław. Twórcy internetowi. Pod tym pojęciem rozumiem wszystkich, którzy zarabiają na treściach umieszczanych w internecie. Młodzi ludzie, w tym również i ja widzą tych twórców, którzy zarabiają pieniądze pozwalające im żyć na jakimś poziomie materialnym, na robieniu rzeczy, które dla wielu są przyjemnością. Vide granie w gry wideo.

Po dołożeniu do tego e-sportu i wielu ludzi, którzy mogą być wzorem dla kogoś kto gra, łańcuch akcji i reakcji się dopełnia. Użyjmy tutaj za przykład Jarosława "Pashę" Jarząbkowskiego, który jest zawodowym graczem aktualnie bardzo popularnej gry Counter - Strike: Global Offensive. Gra w zawodowej drużynie VirtusPro, jest patrząc po tym co udostępnia na swojej tablicy, absolutnie normalnym człowiekiem. Ma córkę i żonę, psa, a także dach nad głową. Po za graniem dużo ćwiczy na siłowni, co w pewien sposób przeczy stereotypowi gracza, jako otyłego, pryszczatego okularnika, ponieważ Pasha, jest wysokim dobrze zbudowanym, dbającym o siebie mężczyzną. Wydaje mi się również, że za jego przykładem pewna grupa młodych ludzi po za szkoleniem się w taktykach rozgrywania poszczególnych map, zaczęli również właśnie ćwiczyć na siłowniach. Temat wymagałby badań choćby na poziomie wywiadów jakościowych, by sprawdzić czy moje przemyślenia i tezy mają pokrycie w rzeczywistości.

Jednak popularność zajęć fizycznych wśród twórców internetowych, każe się zastanowić nad możliwością istnienia takowego związku i nieświadomego renesansu antycznej koncepcji kalokagatii, czyli połączenia rozwoju fizycznego z rozwojem duchowym, czyli również intelektualnym. Intelektualny rozwój środowiska twórców nie jest zaznaczany w parze z rozwojem fizycznym. Mam tutaj na myśli, że jeden twórca udostępnia zdjęcia z siłowni, towarzyskiego grania w piłkę nożną na pobliskim boisku, zaś inny będzie raczej się chwalił przeczytaną książką, lub obejrzanym filmem. W takim razie dlaczego odwołuję się do ideału Kalokagatii? Otóż dlatego, że w trochę innych kategoriach, ale ten rozwój idzie w parze. Mam tutaj na myśli w dużej mierze rozwój etyczny twórców objawiający się w braniu udziału w akcjach charytatywnych. Trochę wionie to odruchem Pawłowa, w ten sposób, że podejmowanie udziału w akcjach charytatywnych warunkuje częstsze branie przez niego udziału w tego typu przedsięwzięciach w przyszłości.

Spróbujmy pobawić się w prognozy, przy założeniu, że moje luźne obserwacje mają znaczące pokrycie w rzeczywistości. Do czego może doprowadzić sytuacja, w której pewna część młodych ludzi będzie chciała pójść w ślady Pashy i jemu podobnych. Uda się niewielu, ponieważ drużyny e-sportowe wymagają jak każda drużyna sportowa, sponsora, ligi, miejsca treningów, wyposażenia. Nie ma jeszcze ligi A i B w zawodowym e-sporcie. To bardzo ogranicza ilość zawodników poszczególnych drużyn. Nie ma też w tym rezerwowych". To może doprowadzić w przyszłości do frustracji poszczególnych jednostek. Jeśli w ogóle moje tezy o tym, że ludzie tak bardzo się starają, bo sami chcą stać się zawodnikami e-sportu są prawdziwe. Zaś co do teraźniejszych obserwowalnych efektów tego zjawiska mamy jedynie kilka osób w drużynie, które musimy wyciszyć na czacie.

https://www.facebook.com/Lord-Tytus-Mandarynka-449225425101644/
https://www.youtube.com/user/LordTytusMandarynka