niedziela, 5 czerwca 2016

Długość ma znaczenie?

Jak się okazuje, jednak tak. Ale nie w kwestii z jaką najczęściej się wiąże ten zwrot. Otóż spotkałem się z opinią, że notka na blogu powyżej czterech tysięcy znaków, jest już za długa i przestaje być w związku z tym ciekawa. Dla mnie to trochę dziwne, ale jak wszystko, tak i to spróbuję zrozumieć. Co powoduje człowiekiem, że nagle w pewnym momencie wykonywania danej czynności nagle traci nią zainteresowanie. "To jest dokładnie tak jak dlaczego miłość się wypala." - pewno powie część z was. Ale przecież związek jest pewnym stanem. Jest czymś trwającym o wiele więcej czasu niż przeczytanie nawet i dziesięciu tysięcy znaków. Jeśli też jestem na tyle uprzejmy, że zacząłem czytać czyjeś słowa, to też powinienem mu pozwolić dokończyć wygłaszać swoją opinię. Tak z czystej ludzkiej uprzejmości powinienem, czyż nie?

Co może powodować to, że czynność jaką jest czytanie została zrównana z procesem, którym jest. Wiem, że obie te rzeczy są do siebie dość podobne, a jedyne co je różni to czas w jakim trwają. Z jednej strony jedyne, ale też różni je aż czas w jakim trwają. Chyba o to się rozbija cała sprawa. Coś takiego się stało, że człowiek przestał być w stanie skupiać na dłużej swoją uwagę. To jak taki człowiek czyta książkę? Czyta pół strony na raz? Czyta wydania kieszonkowe? Czy może nie czytają?

Problem długości nie dotyka jedynie długości całych tekstów, ale również pojedynczych zdań. Ponoć moje są za długie. Może źle je składam? Zawsze wydawało mi się, że zdania wielokrotnie złożone nie są niczym złym, bo przecież każdy je przerabiał w szkole, więc nie powinny stanowić dla nas, Polaków wielkich problemów. Staram się też tymi zdaniami oddać mój tok wypowiedzi słownych Wydaje mi się to właściwym, żeby jeśli mnie ktoś spotka, nie zdziwił się, że nagle używam zdań wielokrotnie złożonych.

Używam ich z kilku powodów. Po pierwsze, bo mogę i nikt mi tego nie zabroni. Po drugie, bo są dla mnie jedną z części mniej lub bardziej jasnego i wyraźnego konstruktu jakim jest "czysta i ładna polszczyzna". Poprawnej polszczyzny również chciałbym zostać orędownikiem, ale nie czuję się w tej materii kompetentny. A po trzecie są dla mnie też pewnym wyzwaniem, i to jeszcze takiego typu, który sprawia mi przyjemność.

Wracając do przyczyn rozmycia uwagi. Wydaje mi się, że rewolucja teleinformacyjna jaka nastąpiła na początku XXIw. jest tutaj również winowajcą. Ponieważ nagle pojawiło się bardzo wiele źródeł informacji, gdzie ze wszystkich chcemy czerpać, ale nie mamy możliwości, więc tak tylko zanurzamy dłoń tuż pod powierzchnią i już moczymy ją w kolejnym z dostępnych nam źródeł informacji. Ale jaki to ma sens, że przeczyta się na dwóch, przypuśćmy, że nawet i przeciwstawnych portalach o tym samym wydarzeniu, jeśli oba źródła podają też nie pełne artykuły, a okrojone do nawet i kilkuset znaków notki. Niewiele się z czegoś takiego dowiem. Zdaję sobie również sprawę z tego, że żyjemy aktualnie w globalnej wiosce, że mogę z równą łatwością porozmawiać z sąsiadem zza płotu, jak i z legendarną "ciotką z USA" i pewno z obiema tymi osobami będę rozmawiał o sprawach absolutnie bez znaczenia. Bo na nic głębszego nie ma czasu, bo to za długie.

2 komentarze:

  1. Zanurzanie dłoni tuż pod powierzchnię jest jedynym sposobem, żeby przetrwać w tłoku informacji. Bardziej opłaca się mieć kilka pobieżnych, ogólnych (ale nie przekłamanych!) informacji niż jedną dokładną. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, zawsze możesz znaleźć to, czego potrzebujesz. Ale najpierw trzeba wiedzieć, czego szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale jak zaczyna się coś czytać, to dobrze doczytać to do końca. Nie ważne jak jest długie.

      Usuń