niedziela, 24 lipca 2011

Nad pewnym cytatem zastanowienie.

"Prawda w oczy kole, wiec, ja już kłamstwa wolę." Wyczytałem to gdzieś w internecie. Nie wiem, więc kto to powiedział. Przechodząc już do jakiegoś konkretu, prawda boli, to fakt. Ale czy ma sens okłamywanie siebie i (czasami) całego swojego otoczenia? Według mnie nie ma, choć jest sytuacja, w której jeszcze do niedawna wolałbym siedzieć po uszy w kłamstwie, którego co prawda byłbym świadomy, ale uszczęśliwiłoby mnie, nie szkodząc drugiej stroni, a o które błagałbym Disy by nigdy się nie skończyło...Ostatnio popularnym hasłem jest Housowe "Everybody lies". Osobiście nie zgadam się z tym hasłem(aforyzmem przez szacunek dla Stanisława Jerzego Leca tego nie nazwę), nie każdy kłamie. Są ludzie, którzy mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, od jakiegoś czasu staram się zaliczać do nich. Nie jest to takie trudne. Po pierwszych paru razach kiedy powie się prawdę, prawdę mówiąc mówienie prawdy wchodzi w nawyk i nie jest to takie strasznie trudne, naprawdę. Zaś in media res, to jedyne co mogę powiedzieć to to, że "najstraszniejsza prawda jest lepsza, niż najpiękniejsze kłamstwo", bo jest.

sobota, 16 lipca 2011

Różne rzeczy chodzą mi teraz po głowie.

Głównie fragmenty piosenek, z powodu przepalonej karty dźwiękowej. I tak mi zaczęła "Vodka" Korpiklaanów chodzić po głowie, zacząłem się przez nią zastanawiać, czemu część ludzi inteligentnych przecież czasem już, w mojej skromnej opinii, nie pije, a po prostu chleje, do wysprzęglenia, czy też inaczej mówiąc "do urwania filmu". Tekst utworu daje pewne punkty zaczepienia, dlaczego tak może się dziać.

"Vodka, you're feeling stronger
Vodka, no more feeling bad
Vodka, your eyes are shining
Vodka, you are the real MAN
Vodka, wipes away your tears
Vodka, removes your fears
Vodka, everyone is gorgeous
Vodka, yeah vodka

[Chorus:]
Drinking is good for you, soon you are unconstrained
Drinking is good for you, here comes the womanizer
Drinking is good for you, not anymore lonesome
Drinking is good for you, and you will feel awesome"(dalsza część tekstu opowiada o przysiędze dla czystości wódki)
Poprawa samopoczucia, zerwanie z Gombrowiczowską "pupą", czy też "gębą". Zerwanie z konwenansami inaczej mówiąc, zwiększenie śmiałości wobec kobiet. I to jestem w stanie zrozumieć, samemu czasem wychylę kieliszek, ale dlaczego ktoś się doprowadza do stanu, w którym nie wie czy przy muszli klozetowej klękać, czy na niej siadać. Może zabawa w "retrospekcję" jest ciekawa, sklecanie całej nocy z urywków wspomnień, zdjęć, może filmików nagranych komórką. Taka zabawa w "małego detektywa", to może być ciekawe, ale nie uważam, żeby doprowadzenie się do stanu "dewastacji", było warte zastanawiania się, czy to na pewno cała noc została zrekonstruowana. Może też po prostu ludzie nie wiedzą co innego można robić w grupie, bo nie umieją ze sobą rozmawiać o wszystkim i zejście na jakiś bardziej inteligentny, czy glebocielesny(ciekawe, czy ktoś wymyśli jakie słowo tu jest), nie ma możliwości zaistnienia, a jeśli w takiej grupce pojawi się ktoś, kto może jakimś bocznym torem ten temat wprowadzić zostaje uznany za...szaleńca, tudzież wariata. Źródło powiedziało, że jeśli ktoś pije do wysprzęglenia, to raczej dlatego, że ma jakiś problem i taki "reset" podobno pomaga, nie sprawdzałem. Bardzo pasujące wydają mi się tutaj słowa Charlesa Bukowskiego:
"Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć.
Kiedy wydarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić.
A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz, żeby coś się działo."
Niektórzy uznają tego człowieka za kogoś wielkiego. Za wielkiego uznajemy kogoś, kto z własnej ułomności jaką jest ostateczne upodlenie się uczynił źródło zarobkowania. Na to przypomina mi się tylko cytat z Herberta, z dokumentu, który krąży gdzieś po Yt pod tytułem "Obywatel-poeta". Przytaczam z pamięci. "Jaki ze mnie autorytet moralny? Autorytetem nie może być ktoś, kto pije i pali. Palić przestałem, ale wciąż zdarza mi się napić." Zachęcam do obejrzenia całego dokumentu(pocięty na parę części na yt). Herbert, chyba prezentuje tu drugą skrajność-całkowitą abstynencję. Ale równie dobrze, może być, że ja nadintepretuję jego słowa i miał na myśli wypitą podczas jednej nocy(z reguły pija się w nocy, jakbyśmy się czegoś wstydzili) równowartość pół litra wysoko procentowego alkoholu na głowę(nie mam tu na myśli spirytusu, a wódkę, oraz inne alkohole o mocy~40% alc.). Jedyne co pozostaje mi do napisania na zakończenie, to to, że chyba nigdy nie zrozumiem tych ludzi, ale nie przestaję próbować, choć tylko w taki sposób.